Po mieszkaniu walały się to tu, to tam kawałeczki tkaniny do
haftu.
Nieprawda, kłamczucho. Nie walały się, miałaś je porządnie
poskładane.
Hi hi no dobra. Więc w pudełeczku miałam kawałki kanwy,
takie resztki.
Postanowiłam wykonać na tych skrawkach małe hafty, które
potem wykorzystam do uszycia łapek. Oczywiście wykonane haftem płaskim.
NIGDY WIĘCEJ!
Ten haft nie ma kształtu. Grona winogron jakieś krzywe.
Powiem krótko: kanwa nie nadaje się do haftu płaskiego,
chyba, że jakaś gęściejsza, a nie taka rzadka jak moja.
Ale przecież nie wyrzucę, szkoda czasu i pracy. I co ja
jestem – jakaś Unia Europejska, żeby prostować banany i mierzyć kulki kiści winogron?? Ha ha, co to, to nie.
Haft dokończyłam. A prezentuje się tak.
A potem… No właśnie. Już dawno planowałam wykonać łapki z
haftem do mojej kuchni.
Wiadomo, że szewc bez butów chodzi. Oj czekały te łapki,
czekały, ale w końcu jest haft i są
łapki.
Haft obszyty metodą patchworku.
Miękka bawełniana tkanina w kolorze seledynu i fioletu.
Tył w kratkę, w tych samych kolorach.
A gdy już zrobiłam synek powiedział:
- Mamo popatrz, ale dopasowałaś do wzoru na kafelkach.
- Hi hi niechcący i się udało.